piątek, 15 listopada 2013

Szef...

Rzadko oglądam programy na TVN. Męczy mnie ta stacja niemiłosiernie, ale wczoraj akurat był włączony telewizor, więc obejrzałem, co tam zapodają. A zapodali Kuchenne rewolucje.
Jako prowadzący działalność obejrzałem ten program, by wyciągnąć wnioski, co robili dobrze, a co źle osoby prowadzące daną restaurację z nadzieją, że sam się czegoś nauczę. I czego się dowiedziałem z tego programu?
Akurat wczoraj był o tyle fajny odcinek, że można było zobaczyć, jak młodemu właścicielowi sodóweczka uderzyła do głowy. I to solidnie! I jest to zdecydowanie przykład tego, czego robić się nie powinno.
Młodzian (25 lat) zapożyczył się na 100 tysięcy złotych (dzięki rodzicom, a jakże!), by założyć restaurację, wystroił się w gajerek (a jakże!) i zgrywał wielkiego szefa przed swoimi pracownikami. A że interes nie idzie? Kto by się tym zainteresował. A jak mu Magda Gessler do...bała, że ma się przebrać jak człowiek i wziąć się za robotę, to się obraził i popłakał. I mamy oto obraz młodego polskiego biznesmena. Bez koncepcji, przy pomocy pieniędzy rodziców (i banku), bez chęci do pracy.
Człowiek, który chce być szefem dla samego "szefowania" dla mnie jest nikim. Jest to zwykłe leczenie kompleksów za nieswoją kasę. Bo jeśli nic nie osiągnął (a wczorajszy program pokazał, że nic nie osiągnął), to jedyne co może, to popisywać się pożyczoną z banku kasą. Niczym więcej.
Żeby być szefem z prawdziwego zdarzenia, to trzeba mieć jakieś sukcesy. A jeśli tych brakuje, to jaki autorytet ma taki szef? Żadnego.
Sam wielokrotnie wychodziłem z założenia, że jak się prowadzi mały biznes, to trzeba zasuwać, aż się kurzy. Tutaj nie ma czasu na obijanie się, czy też wielkiego "szefowania". Trzeba ludziom pokazać, jak się pracuje, bo tylko ciężką pracą jesteśmy w stanie stworzyć sobie (i firmie) pozytywny wizerunek. A jeśli ktoś bierze kredyt z banku, żeby najpierw kupić sobie dobre auto, no to jak współczuję takiemu biznesmenowi od siedmiu boleści.

piątek, 1 listopada 2013

Refleksja

Wiele miesięcy upłynęło od czasu mojego ostatniego wpisu na tym blogu. Przyznam, że jakoś straciłem motywację do pisania tutaj. Tymczasem dzisiaj nasunęła mi się pewna refleksja, którą postanowiłem się podzielić właśnie tutaj.

Swój biznes prowadzę piąty rok, więc mam już jakieś pojęcie na ten temat. A poza tym, potrafiłem przetrwać lepsze i gorsze chwile. I powiem Wam tyle, że jeśli decydujecie się na otwarcie jakiejkolwiek działalności, nie próbujcie tego robić na "odpierdołkę". To nie ma sensu. Wcześniej czy później, to runie, jak domek z kart.

Jeśli decydujecie się przykładowo na jakiś handelek na allegro, nie konkurujcie ceną. Konkurujcie innymi rzeczami (np. świetną obsługą, doskonałym kontaktem, uprzejmością). Co istotne, umiejcie podziękować za transakcję (ale nie tak z automatu jakimś bzdetnym tekstem, ale bardziej indywidualnie, np. Panie Zdzichu, dziękujemy za transakcję. Jeśli będzie Pan zainteresowany zakupem u nas, na kolejny produkt ma pan zniżkę 2%. Chodzi o to, by klient był odpowiednio doceniony).

Tutaj warto dać przykład ludzi, którzy np. wysyłają maile z prośbą o dodanie bloga do katalogu. I co? Wysyłają hurtem tą samą wiadomość do wszystkich. Ja już zacząłem takie maile ignorować, bo ja nie jestem "wszystkimi". Jeśli ktoś ma do mnie prośbę, to niech napisze maila do mnie, a nie hurtem.

Gdzieś ostatnio wyczytałem, że dobrym pomysłem jest dawanie gratisów do danego produktu, który sprzedajemy na allegro. Niby drobiazg, a jednak się wyróżnia.

Dzisiaj konkurencja na rynku jest tak gigantyczna, że trzeba się czymś pozytywnym charakteryzować. Nie każdy na allegro to potrafi, dlatego tutaj należy upatrywać swojej przewagi.

Tak jak pisałem, jeśli chcecie robić coś byle jak, to lepiej tego nie robić wcale. Szkoda sobie psuć reputację i wydawać kasę na towar, promocję, itp.

We własnej działalności liczy się to, jak podchodzimy do sprawy. Jeśli liczysz na to, że będziesz pracował(a) od 7.00 do 15.00, zapomnij o sukcesie. Możesz czuć się przegranym biznesmenem. Trzeba się poświęcić maksymalnie. Nierzadko pracować po 16 godzin na dobę. Jeśli chcesz zdobyć klienta, musisz go do siebie czymś przyciągnąć. Nowy klient Cię nie zna, więc jeśli już na samym wstępie pokażesz, że nie masz czasu dla niego, to on też Ci pokaże, że ma Cię głęboko w poważaniu.

"Klient nasz pan". Znacie to hasło? Ono cały czas obowiązuje. To Ty jako sprzedawca musisz odpowiednio wpłynąć na swojego klienta, by od Ciebie kupił.

Często widzę w pokrewnych mojej branży biznesach, że niektórzy mają w dupie swoich klientów i mówią, że po godzinie 17.00 nie będą dla nich nic robić. Ok, tylko zauważmy, że klient czegoś potrzebuje pilnie i dlatego się zwraca do nich. I jak nie dostaje tego u nich, to szuka gdzie indziej. I jeśli raz, drugi zostanie obsłużony dobrze przez konkurencję, to w tym momencie to on będzie miał tych pierwszych w dupie.

Przepraszam za dosadność, ale tak w rzeczywistości jest. Nie można kogoś, kto daje nam kasę mieć w dupie, ponieważ wtedy tej kasy nie będziemy mieli. I nie ma znaczenia to, że np. teraz nam się dobrze powodzi, to możemy olewać klientów. Bo za dwa dni okazać się może, że nasi stali klienci się na nas wypną, bo dostaną coś lepszego od konkurencji.

Ja dzisiaj, po lekturze wielu blogów, forów czy komentarzy widzę, że ludziom się nie chce pracować. Mają jakąś tam firemkę, ale im w ogóle nie zależy, by się rozwijać. Robią wszystko rutynowo i zupełnie się nie troszczą o klientów. Bo przecież oni są. Owszem są. Dzisiaj. Ale jutro mogą być klientami naszej konkurencji. Jak się nie rozwijamy, to konkurencja nas dościga i prześciga. A wtedy już nie damy rady się podnieść, ponieważ zanim my obierzemy jakąś strategię działania, nasi klienci już są gdzieś indziej.

Ja w swoim biznesie również mógłbym się nie rozwijać i jedynie zadowalać tym, co sam robiłem. Ale uznałem, że muszę (i chcę) zaryzykować i np. zatrudnić kogoś. Zależało mi na tym dlatego, że chciałem moich klientów jeszcze bardziej rozpieszczać. Bo zadowolony klient jest w stanie wyskoczyć z jeszcze większej kasy, a ponadto robię sobie dzięki temu dobrą opinię. A jeśli działa się w jakiejś niszy, to albo masz dobrą opinię, albo jesteś przegrany. Inna sprawa, że ja, oprócz dbania o swoich dotychczasowych klientów, staram się szukać nowych, aby dywersyfikować źródła przychodów.

To samo na allegro. Handlujesz czymś, a potem nagle olejesz paru klientów i jesteś skończony. Posypią się negatywy i koniec Twojej przygody. Owszem, możesz kręcić i zakładać inne konta, ale to wszystko i tak wcześniej czy później Ci się posypie, bo jeśli ktoś ma słomę w butach, to ona mu i tak wyjdzie (mam tutaj na myśli np. niekulturalny kontakt z klientem).

Reasumując, zanim cokolwiek zaczniecie robić, przemyślcie, jak chcecie to robić. I zawsze, ale to zawsze traktujcie klientów tak, jak byście chcieli być sami traktowani.

I jeszcze mały apel, ale to już poza głównym tematem. Jeśli chcecie komentować moje teksty jednym zdaniem wstawiając linka do swojej strony (bez względu na to, czy komercyjnej, czy prywatnej), od dzisiaj nie będę akceptował takich wpisów. Tylko merytoryczne wypowiedzi będę tutaj publikował. Szanujmy się.

piątek, 22 lutego 2013

Jak w raju (podatkowym)

Każdy, kto prowadzi jakąkolwiek działalność gospodarczą wie, że nie jest lekko. Jedni mają inne problemy, inni mają jeszcze inne. Tak czy inaczej, prowadzenie działalności polega na zmaganiu się z problemami. Dla większości z nas jest jednak pewien problem wspólny: nasze państwo.
Nie będę ukrywał, że jestem patriotą, kocham swój kraj, szanuję naszą historię, nasz język, kulturę. Jestem dumny za Polaków, którzy walczyli za nasz kraj, za to, że krzewili kulturę w trudnych czasach, itp. To wszystko nie podlega żadnym wątpliwościom. Po prostu z tego powodu jestem dumny, że jestem Polakiem.
Jednak moja duma nie ma nic wspólnego z tym, że kolejne rządy okradają Polaków, wyprzedają wszystko co się da, sami przy tym zarabiając potężne pieniądze, a Polakom każą zaciskać pasa. Dam przykład.
Mam firmę, która jakoś sobie funkcjonuje. Pojawia się więcej zleceń to i powstaje potrzeba zatrudnienia osób. I tutaj mamy problem, ponieważ zatrudnienie osoby mi się zwyczajnie nie opłaca. Zatrudnienie pracownika w mikro firmie jest po prostu nieopłacalne. Jeśli mamy świadomość, że oprócz pensji dla danej osoby będę musiał drugie tyle wydać na ZUSy i inne podatki, plus dodatkowo poświęcić masę czasu na szkolenia, to po prostu takie coś jest dla mnie nieatrakcyjne.
I tak mniej więcej to wygląda. Firmy chciałyby zatrudniać ludzi. Wiele z nich, które funkcjonują ponad rok, rozwijają się na tyle, że może pojawić się potrzeba zatrudnienia nowych pracowników. Ale jak to zrobić?
To nie jest proste, bo np. wynegocjowanie nowych stawek z klientami jest trudne. A, niestety, opłaty (np. za lokal), podatki i ZUS rosną. I nikt nie pyta pracodawcy, czy ma za co to opłacić. Musi bulić i tyle.
Banda Tuska i Rostowskiego dziwi się, że zatrudnia się ludzi na umowy śmieciowe lub żadne. A jak ma się zatrudniać, jeśli nowa, świeża osoba nie jest w stanie zarobić tyle, by pokryć swoje wynagrodzenie, podatki i opłaty oraz dać zarobek pracodawcy. Nie czarujmy się.
Tymczasem Ryżemu i Gargamelowi, cytując określenia pojawiające się w necie, zupełnie nie zależy na tym, by pracodawcy zatrudniali kogoś i zmniejszali bezrobocie.
Kiedyś dopytywałem w urzędzie pracy o możliwość dofinansowania stanowiska pracy. I czego się dowiedziałem? Ano tego, że urząd pracy będzie mi jakieś kontrole robił, a więc uznałem, że podziękuję. Gra nie jest warta świeczki. Jak twierdziłem kiedyś, tak twierdzę nadal, urzędy pracy to instytucje, które nie pomagają bezrobotnym. Sam kiedyś byłem bezrobotnym i nigdy nikt mi nawet żadnego kursu nie zaproponował. O ofertach pracy nie wspominam. Dlatego byłem, jestem i będę wrogo nastawiony do tych instytucji. Pewnie problemem jest też nasze nienormalne prawo, które nakłada tak dziwaczne obowiązki na urzędy pracy.
Inna sprawa jednak, że w urzędach pracują ludzie, którzy powinni myśleć. Jeśli ja chcę kogoś zatrudnić w mieście, gdzie bezrobocie sięga 30%, to oni powinni mi te pieniądze dać z pocałowaniem ręki. Tymczasem oni robili problemy i kazali spełnić szereg warunków z obowiązkiem zatrudnienia na jakiś okres po tym, jak przestaną dofinansowywać to stanowisko pracy. I kolejny absurd. ja nie wiem, czy moja firma będzie istniała jutro, a urzędasy, oderwani od rzeczywistości, nakładają na mnie obowiązek zatrudnienia danej osoby na ileś tam miesięcy. Dramat!
Przecież oczywistym jest fakt, że jeśli chcę kogoś zatrudnić i na początku potrzebuję jakiegoś dofinansowania, to zależy mi na tym, by danego pracownika wyszkolić i przygotować do pracy (u mnie). Jaki byłby sens, gdybym go wyszkolił i oddał konkurencji?
Wróćmy jednak do tytułu wpisu. Chciałoby się żyć jak w raju, najchętniej podatkowym. I tutaj właśnie przez myśl przechodzi mi zwyczajnie przeniesienie mojej działalności w miejsce, gdzie przyjaźniej patrzy się na firmy.
Ogólnie nie powinno być z tym większego problemu, ponieważ działalność, jaką prowadzę może być wykonywana z każdego miejsca na świecie (tzw. niezależność od lokalizacji). Jedyna wątpliwość, jaka mi się nasuwa to fakt, jakiego rzędu przychody musiałbym osiągać, żeby mi się to realnie opłacało. Czy ktoś z Czytelników ma doświadczenie w tym temacie? Bo już nawet nie pytam, czy to jest w porządku przenosić firmę w inne miejsca, skoro jest to powszechnie praktykowane przez najbogatszych w naszym kraju.

poniedziałek, 4 lutego 2013

Uwaga na nowy ZUS!

Będąc nieco oderwanym od realiów księgowości dopiero dzisiaj odkryłem, że największa piramida w kraju podwyższyła swój haracz. Tym samym ZUS wzrósł o około 40 PLN.
Złodziejski ZUS wynosi obecnie 1026,98 PLN, natomiast preferencyjny (dla nowych przedsiębiorców) 414,85 PLN.
Cóż nam pozostaje? Płakać i płacić. W przypadku jednoosobowej firmy jest to jeszcze kwota do przełknięcia, ale firmy zatrudniające kilku pracowników mogą już to dość wyraźnie odczuć.
Smutne jest w tym wszystkim to, że zamiast np. dać podwyżkę pracownikom, musimy te pieniądze przeznaczyć na zmarnowanie, czyli na ZUS.
Z drugiej strony cieszmy się, że ZUS został podwyższony o kwotę inflacji taką jaka jest oficjalnie, a nie taką, jaka jest w rzeczywistości...

piątek, 25 stycznia 2013

Będą pieniądze na... staże

Dzisiaj portal Money opublikował rozmowę z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem, Ministrem Pracy i Polityki Społecznej. Dowiedzieliśmy się, że będzie więcej pieniędzy na staże...
Kompromitacji naszego rządu ciąg dalszy. Od ludzi pobiera się haracz w postaci funduszy pracy, które to pieniądze, zamiast być przeznaczane na walkę z bezrobociem, są wykorzystywane na tak beznadziejny cel jak staż.
Ja się pytam: czego nauczy się pracownik na stażu? Np. w urzędach? O ile mi wiadomo, stażyści w urzędach mają bardzo ważne zadania w postaci mycia szklanek i parzenia kawy. I to wszystko. Każdy zdrowo patrzący pracodawca, który widzi u potencjalnego kandydata do pracy w CV słowo "staż" to od razu ignoruje ten akapit. Staże są złe i nie rozwiązują absolutnie żadnego problemu.
Poprzez staże problem nie jest rozwiązywany, a jedynie przesuwany w czasie. Staż się kończy, absolwent idzie na bezrobocie i na tym działania rządu się kończą. "Niech się pracodawcy martwią", takie pewnie jest myślenie tych ludzi.
Owszem, dla niektórych ludzi jest to szansa, by parę złotych zarobić, ale nie można patrzeć w taki sposób. Rząd musi patrzeć globalnie i poczynić działania, by zachęcić pracodawców do zatrudniania ludzi. A co mamy? Wysokie obciążenia (podatki, ZUS), które tylko zachęcają pracodawców do tego, by przyjmować pracowników na umowy śmieciowe lub... żadne.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Zróbmy sobie wakacje

Prowadzenie własnej działalności wiąże się najczęściej z tym, że brakuje nam czasu na cokolwiek. Skupiamy się na prowadzeniu biznesu, na fakturach, podatkach, kosztach, obsłudze klienta i wszystkich tego typu sprawach, zapominając jednocześnie o sobie.
Zarabianie pieniędzy jest fajne, ale warto jednak spróbować zrobić swego rodzaju pauzę. Trzeba się zatrzymać, zresetować, by móc nabrać motywacji do dalszego działania.
Dla jednych taką pauzą będzie weekend poza domem z rodziną, dla innych tygodniowy wypad. Ważne jest jednak to, żeby nie myśleć o pracy.
Powiedzmy sobie szczerze. Jeśli mamy zaufanych współpracowników, którzy mogą przejąć nasze obowiązki podczas naszej nieobecności, to nasze oderwanie się o pracy nie spowoduje końca świata. On się na pewno nie zawali.
O tym, że motywacja do działania jest potrzebna, nie trzeba nikogo przekonywać. Dlatego tak ważna jest możliwość oderwania się od pracy. Warto o tym pamiętać nie tylko w kontekście swojej osoby, ale i naszych pracowników. Oni też potrzebują się oderwać od pracy, by nabrać świeżości. Dlatego też, jeśli nasz pracownik prosi nas o dzień wolnego, czy nawet kilka dni, a nie popsuje to za bardzo szyków naszej firmie, dajmy takiej osobie to wolne i nie dzwońmy do niej w tym czasie. Niech odpocznie, odreaguje. Czasem jeden, dwa dni też wystarczą do tego, aby z większą ochotą przyjść do pracy w kolejne tygodnie, miesiące.

sobota, 17 listopada 2012

Samorealizacja a etat. Obalam mit

Dawno nie pisałem na tym blogu, ale było to spowodowane faktem, że poświęciłem się innym rzeczom w życiu, które stały wyżej w mojej hierarchii.
Przykładowo, zamiast pisać o swojej firmie, wolałem skupić się na pracy i "budować, realizować". Jednym słowem, praktykę przełożyłem nad teorię. Praca była ponad gadaniem o pracy. Ot, co.
Jakiś czas temu przejrzałem parę blogów z gatunku motywacyjnych, czy też o rozwoju osobistym. No cóż, więc się mówi, niż działa. Mówi się na przykład o tym, że chcę się wyedukować, żeby zdobyć lepszą pracę. Tylko, że to tak naprawdę nic nie zmienia, bo to cały czas będzie praca na/dla kogoś. Gdzie tu samorealizacja? Że zarobimy o 100, 500, 1000 PLN więcej?
A właśnie taką możliwość samorealizacji daje działalność gospodarcza, gdzie trzeba być wszechstronnym, elastycznym i umieć wszystko planować w krótkim czasie. To nie jest łatwe, ale jest szalenie interesujące. Bo każdy dzień, mimo iż podobny, jest inny.
I to jest ta różnica. Na etacie idziemy do pracy, odbębnimy 8 godzin i wracamy do domu. Nie integrujemy się z miejscem, któremu poświęcamy taki duży kawałek życia. Tymczasem działalność nie pozwala nam tylko "wykonać pracy". Musimy o niej myśleć, planować, rozwijać się, podejmować odważne decyzje.
Jeśli samorealizacją jest dla kogoś znalezienie lepszej pracy, to taka osoba nigdy nie zrozumie, czym jest wolność. Wolność od szefa, wolność od pracy na kogoś, wolność od humorów bossów, wolność od rzeczy, na które nie mamy wpływu.
Oczywiście, nie każdy się nadaje do prowadzenia firmy. Jeśli jednak osoby prowadzą blogi i piszą, że chcą zmienić swoje życie na lepsze, to takiej możliwości wykluczać nie można.
W tym poście podjąłem naturalnie temat samorealizacji w pracy, bo ludzie też próbują samorealizować się w innych dziedzinach życia, jak choćby pasjach, pomaganiu innym, itp. O tym jednak tutaj nie chciałbym pisać, ponieważ wykracza to poza tematykę blogu.