sobota, 17 listopada 2012

Samorealizacja a etat. Obalam mit

Dawno nie pisałem na tym blogu, ale było to spowodowane faktem, że poświęciłem się innym rzeczom w życiu, które stały wyżej w mojej hierarchii.
Przykładowo, zamiast pisać o swojej firmie, wolałem skupić się na pracy i "budować, realizować". Jednym słowem, praktykę przełożyłem nad teorię. Praca była ponad gadaniem o pracy. Ot, co.
Jakiś czas temu przejrzałem parę blogów z gatunku motywacyjnych, czy też o rozwoju osobistym. No cóż, więc się mówi, niż działa. Mówi się na przykład o tym, że chcę się wyedukować, żeby zdobyć lepszą pracę. Tylko, że to tak naprawdę nic nie zmienia, bo to cały czas będzie praca na/dla kogoś. Gdzie tu samorealizacja? Że zarobimy o 100, 500, 1000 PLN więcej?
A właśnie taką możliwość samorealizacji daje działalność gospodarcza, gdzie trzeba być wszechstronnym, elastycznym i umieć wszystko planować w krótkim czasie. To nie jest łatwe, ale jest szalenie interesujące. Bo każdy dzień, mimo iż podobny, jest inny.
I to jest ta różnica. Na etacie idziemy do pracy, odbębnimy 8 godzin i wracamy do domu. Nie integrujemy się z miejscem, któremu poświęcamy taki duży kawałek życia. Tymczasem działalność nie pozwala nam tylko "wykonać pracy". Musimy o niej myśleć, planować, rozwijać się, podejmować odważne decyzje.
Jeśli samorealizacją jest dla kogoś znalezienie lepszej pracy, to taka osoba nigdy nie zrozumie, czym jest wolność. Wolność od szefa, wolność od pracy na kogoś, wolność od humorów bossów, wolność od rzeczy, na które nie mamy wpływu.
Oczywiście, nie każdy się nadaje do prowadzenia firmy. Jeśli jednak osoby prowadzą blogi i piszą, że chcą zmienić swoje życie na lepsze, to takiej możliwości wykluczać nie można.
W tym poście podjąłem naturalnie temat samorealizacji w pracy, bo ludzie też próbują samorealizować się w innych dziedzinach życia, jak choćby pasjach, pomaganiu innym, itp. O tym jednak tutaj nie chciałbym pisać, ponieważ wykracza to poza tematykę blogu.

środa, 5 września 2012

Oszczędności z punktu widzenia mikro firmy

Czasy ciężkie, oszczędzać trzeba, bo nie wiadomo, co będzie jutro. Co może zrobić mikro firma, aby przetrwać ciężkie czasy?
Na pewno jest kilka sposób na oszczędności, które nie zabolą. Wszystko jednak zależy od profilu działalności. Jeśli jest to firma usługowa, której działalność opiera się na pracy komputerowej, ciężko będzie znaleźć jakieś dodatkowe oszczędności, ale można spróbować.
Po pierwsze, można np. nie zostawiać włączonych komputerów na noc. A z doświadczenia wiem, że w wielu firmach zostawia się włączone. Już to powinno przynieść trochę oszczędności.
Kolejna rzecz, w miarę możliwości przesunąć komputery w stronę okien. Dzięki temu nie będzie potrzeby zapalania światła w ciągu dnia. Kolejne złotówki zostają uratowane.
Unikanie drukowania papierków, które w zasadzie nie są nam potrzebne, a drukujemy je raczej dla wygody. Można z tego zrezygnować.
Wyłączanie listwy na noc. Groszowe oszczędności, ale zawsze to coś.
Kolejna oszczędność to minimalizowanie rozmów telefonicznych. Skoro pracujemy przy komputerze i w większości wypadków komunikujemy się mailowo (tak jak w moim wypadku), telefonowanie zostawiam sobie tylko w skrajnych wypadkach. Zwłaszcza jeśli są to rozmowy międzynarodowe.
Ogólnie możliwości, nawet przy tak banalnej, wydawałoby się, działalności, można oszczędzać, co w czasach kryzysu jest szalenie ważne.
Nie wspominam w tym tekście o oszczędzaniu na kosztach osobowych, bo ten temat jest bardzo rozległy. Ważne jednak, żeby załoga, z którą pracujemy, była świadoma, w jakim czasie żyjemy i że swoje prośby o podwyżki powinny być bardzo przemyślane.

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Rząd "dba" o najbiedniejszych

Pojawiła się kolejna genialna propozycja, aby pomóc najmniej zarabiającym. Pensja minimalna ma zostać w 2013 roku podwyższona do 1600 PLN.
Słuchając takich wiadomości ręce mi opadają. Pytam się: czemu i komu to służy? Bo na pewno nie pracownikom, ani pracodawcom.
Już teraz firmom nie opłaca się zatrudniać na umowę o pracę, a w przyszłym roku będzie jeszcze gorzej. A potem rząd jest zdziwiony, że pracodawcy zatrudniają ludzi na umowy śmieciowe. I tak w sumie niech się cieszą, że chociaż na takie umowy zatrudnia się pracowników, bo śmiem twierdzić, że w przyszłym roku rozwinie nam się jeszcze bardziej szara strefa i niektórzy pracodawcy nie dadzą się podwójnie okradać poprzez podatek.
Wniosek jest jeden. Róbmy tak dalej. Fakt, że najmniej zarabiająca część społeczeństwa będzie zadowolona, tylko ja się zastanawiam, za jaką cenę? Za to, że będą kolejne zwolnienia, bo najmniejsze firmy nie będą w stanie udźwignąć ciężaru kosztów osobowych?
Rząd "dba" o najbiedniejszych. Ciekawe co rząd zrobi, jak ci najbiedniejsi będą masowo zwalniani?

piątek, 1 czerwca 2012

Jeszcze o CV...

Jako osoba, która szukała osób do pracy, zwracałem uwagę nie tylko na to, co było umieszczone w CV danego kandydata.
Istotne jest jeszcze, czy dana osoba napisze coś w mailu (np. na jakie ogłoszenie odpowiada), a także... jaki załącznik wysyła. Wczoraj jeden potencjalny kandydat przeszedł samego siebie. Wysłał mi załącznik 10 MB. To tylko jego CV.
Trochę się przeraziłem, bo jak by mi więcej osób zapchało skrzynkę tak dużymi załącznikami, to musiałbym szybko powiększyć jej rozmiary. Sugestia dla wysyłających swoje CV. Nie przesadzajcie! Nie ma żadnej uzasadnionej przyczyny do tego, by załącznik był tak duży. Szanujcie swojego potencjalnego pracodawcę.
Uważam, że załącznik może być maksymalnie 2-3 MB, bo cóż takiego może być w CV, że zajmuje ono 10 MB? W środku oczywiście nic ciekawego nie było, więc kandydat przepadł. I to z dwóch względów. Pierwszy, to brak istotnych informacji w środku, drugi to duży, niczym nieuzasadniony załącznik.
Zdaję sobie sprawę, że być może się czepiam, ale tak jest. Zwracam uwagę na różne detale i szukam kandydata, który mi będzie odpowiadał, więc mam do tego prawo. A jeśli ktoś jest niechlujny, nie umie się odpowiednio sprzedać i, co najgorsze, czasem w mailu mi pisze, że liczy na atrakcyjne wynagrodzenie, to ja nie mam więcej pytań.

czwartek, 31 maja 2012

Uczmy się pisać... CV

Być może już kiedyś o tym pisałem, ale muszę wspomnieć ponownie. Duża część Polaków pracy nie dostaje nie dlatego, że się na czymś nie zna lub jest kiepska, ale nie potrafi się w odpowiedni sposób sprzedać.
Najlepszą formą sprzedaży własnych umiejętności jest napisanie dobrego CV. Problem jest jednak taki, że CV, które ludzie wysyłają do potencjalnych pracodawców są wyjątkowo kiepskiej jakości. Co zatem w nich takiego tragicznego?
Nie będę się rozpisywał na ten temat za wiele, bo jest wiele stron, które pokazują, co i jak pisać. Ja tylko ze swojej strony napiszę na co zwracam uwagę, gdy szukajam pracownika.
Przede wszystkim w jego CV muszą być podstawowe informacje o nim samym wraz ze zdjęciem, telefonem i adresem mailowym. Innej opcji nie widzę.
Poza tym, jeśli dany kandydat opisuje przebieg swojej kariery zawodowej (o ile takową ma) to MUSI napisać nazwy pracodawców, dla których pracował. Tymczasem ostatnio szukałem grafika i parę życiorysów do mnie spadło i jeden człowiek, który w miarę mi się spodobał, zapomniał napisać dla kogo wykonywał te swoje prace, więc niestety zmuszony zostałem odrzucić jego kandydaturę. Jeśli on nie chce mi powiedzieć, dla kogo pracował, to ja nie czuję się w potrzebie go o to dopytywać.
Trafiło mi się też CV pewnej graficzki, która ukończyła jakieś fajne uczelnie, ale po otworzeniu pliku doc od niej przeraziłem się. Ani to ładnie sformatowane, ani ładne dla oka, pomijam fatalną typografię i błędy. A zatem kolejna osoba odpadła. Cały czas zbieram te CV od ludzi i w każdym są jakieś niedoróbki. A skoro ja szukałem grafika to wymagałem od niego wyjątkowej dokładności.
Dlatego też apel do osób, które kiedyś będą komuś wysyłać CV. Zastanówcie się, co umieszczacie i czy to, co tam jest zawarte, jest w ogóle wartościowe dla pracodawcy?